niedziela, 10 lutego 2013

Rozmowa na temat Boga

Też jestem przeciwnikiem Kościoła, choć trzeba przyznać, że nie wszyscy księża i inni jego urzędnicy są źli. Mimo tego wierzę w Boga. Jednak nie jest to Bóg na zasadach chrześcijan, którzy niby w niego wierzą, chodzą na msze, sięgają do trzosa, a potem gotowi są zajebać Cię za kształt Twego nosa.
Rozumiem, rozumiem, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak dobrze... Znam całe mnóstwo takich osób... Chodzą do Kościoła, modlą się, przed innymi ludźmi są dobrymi chrześcijanami, ale gdy nikt nie widzi... Lepiej nie mówić.
Ale do rzeczy. Dlaczego Bóg stworzył zło? Dlaczego dał nam wolną wolę? Słuchaj, może być kilka powodów, niektóre mniej, inne bardziej kontrowersyjne. Sam piszesz, że Bóg nie jest wszechmocny, stworzył ludzi na własne podobieństwo, więc praktycznie udzieliłeś sobie odpowiedzi. No, ale:
1. Bóg jest podobny do ludzi, więc posiada także ludzkie uczucia. Chciałem jeszcze powiedzieć, że stworzenie człowieka na Jego podobieństwo należy interpretować, jako to, że Bóg dał nam własne przymioty dotyczące sfery duchowej, a nie cielesnej. Bóg jako byt niematerialny nie ma nóg, rąk, ani głowy. Bóg ma więc uczucia. I nie ograniczają się one do miłości, łaski i litości. Może być też nienawiść i wszystko inne. Bóg ma prawo popełniać błędy i możliwe, że dzięki jednemu z nich jesteśmy. Może też chcieć być docenionym. Gdyby nie było zła, kto zauważyłby jego dobroć? Kto wtedy pozwalałby mu istnieć, kto wierzyłby w kogoś, kto zawsze przybędzie i wyrwie z paszczy lwa? Dał nam wolną wolę i pozwolił istnieć złu, żeby samemu móc zaistnieć. Pomyśl, gdybyś był Bogiem, to wolałbyś tylko patrzeć na raj, idyllę, czy raczej lekko w nią ingerować i wprowadzić trochę akcji? Tak, żebyś i ty miał co do roboty. Żebyś mógł im pomagać, opiekować się nimi, karać te mróweczki.
Nie, nie, nie i jeszcze raz, stanowczo nie! Za nic w świecie nie zsyłałbym na żywe, czujące istoty bólu i potępienia - tylko dlatego, żeby się pobawić, "bo mi się tak przeraźliwie nudzi". To naprawdę niesamowicie prymitywne myślenie - nieważne, co się dzieje z innymi, ważne, żeby MI było dobrze. Kali być bardzo mądra ludzia. Kali się kłaniać. Nie chcę takiego Boga! Pluję na takiego Boga!
2. Piszesz: dlaczego Bóg dając nam wolną wolę skazał nas tym samym na wcześniejszą lub późniejszą zagładę? Niby dlaczego mając prawo wyboru mamy od razu doprowadzić się do zagłady?
Nie napisałem w "Boga nie ma", że to się stanie od razu, ale - na chłopski rozum - tak kiedyś MUSI się zdarzyć... Jeżeli nie jutro - to za kilka tysięcy lat. Jeśli nie za kilka tysięcy - to za kilka milionów. No chyba, że wcześniej, niż my, ludzie, sami doprowadzimy nasz gatunek do zagłady, wygaśnie Słońce albo w Ziemię uderzy jakiś wielgachny meteoryt.
Jasne, że to wszystko nie wygląda różowo, ale nie należy przesadzać. Każdy człowiek staje przed kropeczką, z której rozchodzą się dwie linie. Zależnie, jaką wybierze, takim jego wybór. Możesz być złym człowiekiem - zabijać, kraść i deptać uczucia, ale czy to naprawdę da ci satysfakcję? Jasne, że pozwoli poczuć siłę i władzę. Co zrobi zły człowiek na starość? Taki drech, który przez swoją słabość i głupotę wybrał tą drogę? Będzie skazany, jeżeli oczywiście ktoś go wcześniej nie zabije gdzieś na klatce tępym nożem. Więc jak widzisz siła leży tylko w dobrze. Nie wiem, do czego to prowadzi, ten cały wybór drogi. Czy tylko do poczucia jakim się jest, do poznania siebie, a może jest to boski test? Może życie jest sprawdzianem, który kwalifikuje nas do zdania gdzieś wyżej? Do kolejnego życia w lepszej sytuacji, do pójścia do nieba? Nie wiem.
Teoria tego całego "testu" jest dla mnie po prostu śmieszna. Po co Bóg miałby nas testować, skoro sam nas tworzył i zna nas lepiej niż my sami znamy siebie? Czy nie może tak po prostu otworzyć bram Edenu i wszystkich tam wpuścić? Po co te wszystkie ofiary zbawienia, próby itd.? Czy ktoś mógłby mi to wyjaśnić?
3. Bóg ma ludzkie uczucia, więc może być też odważny i zuchwały. W pewien sposób zarozumiały. Dlatego daje złu materialną postać, stwarza dla samego siebie węża i hoduje go na swej piersi. Pamiętasz historię Hioba? Facet cierpiał, bo Bóg w pewien sposób założył się z Szatanem o wiarę człowieka. Może Zło istniało od początku, gdzieś w pustce krążyło i szukało wyjścia, ale nie mogło zaistnieć, bo wtedy, kto by go poznał? Kto poznałby zło, gdyby nie było dobra? Więc może kiedy pojawił się Bóg, Dobro - Zło od razu zaczęło szeptać, żeby dał mu postać, bo Zło nie potrafiło tego zrobić. Zło jest i było bardzo silne, ale nie ma mocy stwórczej. To akurat możesz dostrzec w codziennym życiu. Tylko ludzie dobrzy i wyposażeni w uczucia mogą kreować.
Co KONKRETNIE masz na myśli w ostatnich trzech zdaniach? Bo jak dla mnie, prostego człowieka, to brzmią one troszeczkę zbyt enigmatycznie... Jeżeli piszesz o tworzeniu sztuki - to nie masz w tym przypadku racji, oj nie... Mnóstwo było w całej historii świata doskonałych aktorów, pisarzy, malarzy czy muzyków, którzy w życiu codziennym byli gburami i totalnymi świniami.
4. Cuda i objawienia są często śmieszne i małe, tak małe jak ludzie, którzy ich "doświadczyli". Tylko nad jednym przypadkiem na tysiąc warto się dłużej zastanowić i bliżej go zbadać. Kościół rzeczywiście ma dość środków i możliwości, żeby czynić cuda. Jest to swoista reklama przyciągająca ludzi małej wiary i słabo wykształconych. Spójrz dookoła. Kto naprawdę wierzy w Boga? Ci wszyscy chrześcijanie, te staruszki, które przypomniały sobie o nim w chwili trwogi, kiedy zdały sobie sprawę, że przemijają? Czy może ja (nie zamierzam się tutaj licytować wiarą), który wierzę w Boga teraz i raczej dalej będę wierzył, ale wierzę w Niego na własnych zasadach. Traktuję Go jak Ojca. Nie klękam przed nim, bo go szanuję i wierzę, że jako istota dobra nie kazałby mi nigdy się korzyć, nigdy nie nakazałby mi czegoś, co mogłoby mnie upokorzyć. Nigdy nie uciekam do Niego w czasie strachu. Nie zdaję się na Boga, tylko walczę sam. Próbuję działać. Uczę się, żeby zdać, a nie proszę go o nadesłanie dobrych odpowiedzi. Cuda są dla ludzi małej wiary, którym potrzebne są dowody, bodźce popychające ich do Kościołów.
5. Bóg jest słońcem, które możesz dostrzec czasami. Bardzo rzadko, ale czasami to pojawia się w Tobie, w Twoim sercu. Chcesz mu dziękować. Za widoki, jakie zesłał przed Twe oczy, za życie. Czasami tak jest, ale rzadko. Dla tego warto żyć. Dla miłości i piękna. A Kościół i niewola, którą wiąże on ludzi wierzących zapala jeszcze świecę, żebyśmy mogli dostrzec słońce. Pokazują coś, co od zawsze było widoczne. Pokazują w świetle, które im daje korzyści. Kościół jest instytucją, zakładem pracy, a nie zwykłem traktować żadnej firmy inaczej, niż innych. Może cienka metafora, ale napiszę. Kościół jest Adidasem, Nikem, Reebokiem, a Bóg jest ubraniem. Pomyśl nad tym. Nie będę tłumaczył, bo interpretacje autorów zabijają metafory dla ich odbiorców.
      Twoje poglądy na temat religii są słuszne. Jednak na temat Boga nie. Musisz bardzo mocno uświadomić sobie, że chodzenie do Kościoła, składanie krwawych ofiar nie jest równoznaczne z wiarą w cokolwiek. Nie chodzenie do kościoła nie czyni Cię ateistą. Jeżeli przestaniesz wierzyć w Boga będziesz ateistą. Będziesz nim, kiedy nie powiesz w chwili cierpienia: Boże, pomóż... kiedy nie będziesz krzyczał: Jezu, dlaczego? Wtedy nim będziesz. To, że lubisz czytać gazety, nie znaczy wcale, że musisz od razu być dziennikarzem. To, że wierzysz w Boga, nie znaczy, że musisz sobie wybrać z katalogu dostępnych wiar, który leży na stoliku u dentysty albo pediatry. Tylko u nas: buddyzm, katolicyzm, prawosławie, sekty, judaizm, voodoo... Wybór należy do Ciebie. Tak jak teraz, tak i przed wiekami.
Już dokonałem własnego wyboru - samemu, pozostając głuchym na głosy otoczenia i resztek chrześcijaństwa, poniewierających się gdzieś głęboko w mojej duszy. Jestem w pełni świadom swoich słów, pisząc i wypowiadając je nie kieruję się narastającą ostatnio modą na ateizm, lecz swoim sercem i umysłem. Rozumiem i rozumiałem już dawno to, o czym napisałeś w kilku ostatnich akapitach - iż nie należy mocno wiązać kierowania się zasadami Kościoła z wiarą. Nie wiem, dlaczego sądzisz, że o tym nie wiem i tego nie stosuję. Proszę, powiedz mi, gdzie w "Boga nie ma..." jest chociażby malutki fragmencik, który by o tym świadczył? Gdzie?
Dlaczego wszystko, co sprawia nam radość, wszystko, czemu przypisujemy urok piękna, wszystko, co odziewamy w szatę ideału, kończy się czymś brudnym, głupim, nędznym lub śmierdzącym, dlaczego nietrwałość jest cechą absolutu, a wzniosłość i triumf nie są jego finałem? Miłość kona w znudzeniu, upodleniu lub zazdrości, dobroć w spektakularnych filantropiach, książka w składzie makulatury, poezja w ocenach szkolnych belfrów, konie wyścigowe w jatkach rzeźników, demokracja w tłumie, wolność w ZOO, sława w megalomanii, wiedza w pysze, cacka na śmietniku. Valdemar Baldhead (Łysiak)
A ja dorzucę kilka swoich cytatów**, w porządku? Chciałbym zaznaczyć, że zawsze dobieram je, zapominając zupełnie o intencjach autora - ważne jest tylko to, aby pasowały do tematu danego artykułu. Dlatego proszę nie pisać do mnie z pretensjami, że autor któregoś z poniższych zdań miał na myśli coś zupełnie innego, niż usiłuję Czytelnikom wmówić, dobrze?
Religia to opium dla ludu. Karol Marks (Karl Marx, 1818 - 1883)
Człowiek zaczyna być człowiekiem wtedy, gdy przestaje jęczeć i przeklinać, aby zacząć szukać prawdy, która rządzi jego życiem. James Allen
Zacząłbym wierzyć w Boga, ale odstrasza mnie ogromna ilość pośredników. ??? 

Uwaga: tekst znaleziony, autor nieznany. 

sobota, 2 lutego 2013

Czy cierpienie to kara za grzechy?

Czy cierpienie to kara za grzechy?

Wyobraźmy sobie taki scenariusz. Gramy ważny mecz w piłkę, przykładowo finał turnieju. Niefortunnie kopnięta przez kolegę piłka ląduje na naszych plecach, powodując upadek. Tak się złożyło, że upadliśmy na rękę i łamiemy ją sobie. Powoduje to nasze cierpienie. Cierpienie spowodowane naszym bólem. Żeby jednak nie było, że rozróżniam tylko jeden rodzaj cierpienia, podam jeszcze jeden przykład. Siadamy przy komputerze i wesolutcy wciskamy przycisk "power". Na ekranie zamiast znajomego pulpitu widzimy jednak napis, który informuje nas o uszkodzeniu dysku twardego i konieczności ponownego instalowania systemu. Nasze serce jest w takiej chwili rozdzierane przez setki przekleństw. Wypowiadamy co niektóre obrażając niczemu nie winne podzespoły. Mamy więc jeszcze cierpienie spowodowane wydarzeniami nie mającymi bezpośredniego wpływu na nasze zdrowie fizyczne. W takich sytuacjach powstaje pytanie: czy jest to kara za grzech, czy też przypadkowe doznanie?
W pierwszej kolejności rozpatrzę może drugą możliwość. Czy to był po prostu przypadek? Nie... Z pewnością nie. Wszystko ma swój logiczny ciąg wydarzeń. Kolega nie zauważył nierówności na boisku, piłka mu odskoczyła, kopnął ją nieczysto i trafił nasze plecy. Ciągnąc dalej, nie mogliśmy pozostać w tej samej postawie i żwawym krokiem zmierzać w kierunku bramki przeciwnika. Coś takiego może się jedynie przytrafić przeciwnikom Polaków na mistrzostwach świata. Na ale tam to wszystko ułożyło się przeciwko nam... Nie odchodźmy jednak od tematu. Piłka trafiła nas w plecy, a to w połączeniu z zaskoczeniem powoduje nagła przechylenie się ciała do przodu i w efekcie nasz upadek. Jako, że w takich sytuacjach człowiek próbuje się ratować robimy dziwne figury w powietrzu, a spadając wyciągamy rękę i uderzamy nią w twarde podłoże. Cały nasz ciężar opiera się więc na nadgarstku, który nie ma prawa być obojętnym. Ciche chrupnięcie i po wszystkim... Jak widać, nie ma tu miejsca na pomyłkę. Przypadkowe doznanie odrzucamy.
Jednak dla czystego sumienia rozpatrzmy drugi przypadek. Wszak należy znaleźć tylko jeden kontrprzykład, aby wykazać, że twierdzenie jest fałszywe. Nie napisałem, czym było spowodowany nagłe padnięcie dysku. Załóżmy, że to był wirus. Rodzi się więc nowe pytanie: skąd on się wziął? Widocznie z internetu. Ustalmy zatem przykładowy ciąg wydarzeń. Ktoś tworzy wirusa, co nie może być przypadkiem. Zamieszcza go w jakimś pliku w internecie, który ściągamy (plik, nie internet). Myśląc, że zawartość pliku jest całkowicie bezpieczna otwieramy go i w tym momencie dochodzi do zainfekowania komputera. Nie ma mowy o przypadku.
Teraz zajmijmy się możliwością pierwszą, czyli karą za grzechy. Tu jest sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Trzeba bowiem zadać setki dodatkowych pytań. Kto taką karę wymierza? Odpowiedź jest prosta. Bóg. Istnieje wiele wierzeń na świecie. Jeżeli ktoś w Boga nie wierzy, grzeszy. Istnieje jednak wielu ateistów wiodących szczęśliwy żywot. Ale niekoniecznie muszą być to oni. Czy każdy człowiek, który nie jest katolikiem musi cierpieć? Niekoniecznie. Żeby daleko nie szukać... Jeden z moich znajomych całkowicie neguje istnienie Boga. Nie dotyka go jednak cierpienie. Mamy więc kolejne pytanie. Czy Bóg istnieje? Istnieje szereg dowodów na to, że istniał ktoś taki jak Jezus. Nie ma jednak jednoznacznego dowodu na istnienie tego Wszechmocnego. Chyba jednak dobrze, bo przecież na tym opiera się wiara, prawda? Opiszmy więc obydwie możliwości.
Kiedy założymy, że Boga nie ma, nie ma kto wymierzać kary. Nie miałby nawet powodu, bo przecież jeżeli Bóg nie istnieje, nie ma kto przeciw niemu grzeszyć. Logiczne. Całą teorię w tym wypadku piorun strzela. Ale załóżmy, że Bóg jednak jest. Wtedy już byłyby grzechy. Teraz skupmy się na tym, czy wymierzałby grzechy. Ale właśnie pojawiła się wątpliwość. Skoro jest idealny i nieśmiertelny, to wie, co będę robił za, na przykład, dwie godziny, trzydzieści minut i dwie sekundy. Wiedziałby zatem, jakie grzechy popełni każdy człowiek przez całe życie. Czy nie prościej zatem byłoby, gdyby od razy porozdzielał wszystkich między piekło i niebo? Dlaczego daje ludziom złudne nadzieje? Znowu odchodzę od tematu. Czy Bóg, skoro jest miłosierny i nieskończenie dobry chciałby nas karać za życia? Po co? Nie potrafię odpowiedzieć... Doszliśmy zatem do szczęśliwego końca. Podsumujmy. Cierpienie, jak już udowodniłem, nie jest przypadkowym doznaniem. Czy jest zatem karą za grzechy? Tutaj pojawia się szereg wątpliwości i pytań, więc na to pytanie dostaniemy odpowiedź zapewne dopiero po śmierci. Pytanie z początku pozostawiam bez odpowiedzi...